Czesław Krajewski – mieszkaniec stalowowolskiego Domu Pomocy Społecznej im. Józefa Gawła, w dniu 14 sierpnia 2024 r. skończył 100 lat. Jest pierwszym mieszkańcem w historii placówki, który dożył tak pięknego wieku.
Setne urodziny Czesław Krajewski świętował w otoczeniu rodziny, ale z życzeniami, kwiatami i prezentami ustawiali się również zaprzyjaźnieni mieszkańcy DPS-u oraz personel, który jest bardzo zżyty ze swoimi podopiecznymi. Z gratulacjami i upominkami zjawili się również przedstawiciele samorządu powiatowego, który jest organem prowadzącym dla Domu Pomocy Społecznej – starosta stalowowolski Janusz Zarzeczny oraz wiceprzewodnicząca Rady Powiatu Stalowowolskiego Paulina Miśko.
Starosta nie ukrywał, że jest pod wrażeniem pięknego życiorysu solenizanta. – O jego przeżyciach można by napisać książkę – komentowali członkowie rodziny. O losach Pana Czesława opowiedziały – w wielkim skrócie, jego córki.
Urodził się 14 sierpnia 1924 roku w Korabinie, gmina Bojanów. Ukończył szkołę podstawową w Bojanowie. Był najstarszym synem z siedmiorga rodzeństwa. Wojna zastała go w domu rodzinnym. Ojciec stracił pacę w tartaku, a zbiory zostały skonfiskowane przez wojsko niemieckie. Pojawiła się groźba głodu, a w domu były małe dzieci. Czesław jako najstarszy syn zgłosił się do pracy przy budowie drogi koło Nowej Dęby. Jako wynagrodzenie otrzymywał na tydzień dwa duże bochny chleba, co stanowiło znaczną poprawą warunków bytowych rodziny. Po przepracowaniu kilku miesięcy Niemcy wywieźli go w okolice Chełma Lubelskiego z nakazem pracy w gospodarstwie rolnym, które zaopatrywało wojsko niemieckie w żywność.
W 1942 roku rodzina wieś została przez Niemców doszczętnie spalona, a mieszkańcy zostali wysiedleni w okolice Baranowa Sandomierskiego. Gdy dotarła do niego wiadomość o wysiedleniu rodziny, uciekł z obozu pracy, aby ją odszukać. Droga do wyznaczonego celu była długa, niebezpieczna i wyczerpująca. Dotarł do swoich bliskich w momencie przeprawy wojsk rosyjskich na Wiśle wypierających wojska niemieckie. Ofensywie towarzyszyły zmasowane bombardowania okolicznych wsi, podczas których zginęła jego ukochana babcia, ale pozostała rodzina szczęśliwie ocalała. W czasie kończącej się już wojny wrócili z ojcem do Korabiny i na zgliszczach pozostawionych przez okupantów wybudowali nowy dom. Dopiero wtedy jego mama wraz z dziećmi wrócili z wysiedlenia. W tamtych trudnych czasach dla mieszkańców okolicznych wsi nadzieją na poprawę warunków życia było zatrudnienie w Hucie Stalowa Wola. W 1947 r. rozpoczął pracę w tym zakładzie jako tokarz. Pracując, uczęszczał do technikum wieczorowego i po jego ukończeniu awansował na normistę. Był zdolnym, solidnym i lubianym pracownikiem. Kierownictwo HSW widząc w nim zdolności techniczne, dbało o jego rozwój, kierując go na szkolenia specjalistyczne do Zakładów o wyższym poziomie technicznym. Pomimo że nie był członkiem partii, za długoletnią nienaganną pracę został odznaczony Srebrną Odznaką Zasłużonego dla Huty Stalowa Wola oraz Złotym Krzyżem Zasługi.
W 1949 roku okresie ożenił się Marią, z którą wychowywał córkę Jadwigę i Marię. Tworzyli bardzo dobrą szanującą się rodzinę. Czesław dbał o rozwój córek, które dzięki niemu zdobyły wykształcenie wyższe. Niestety w 2000 roku żona Czesława zmarła. Czesław ma dwoje wnuków oraz dwóch prawnuków. W stalowowolskim DPS-ie zamieszkał wiosną 2023 roku.