Zaczęły się wakacje, a wraz z nimi… pełne ręce roboty dla ortopedów. – Najgorsza jest brawura. A potem lekarze muszą walczyć o życie i zdrowie na przykład zbyt szybkich motocyklistów, czy zbyt odważnych skoczków do wody – mówi Dariusz Sowa, lekarz kierujący Oddziałem Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej w SPZZOZ Powiatowym Szpitalu Specjalistycznym w Stalowej Woli.
Dla ortopedów każda pora roku ma swoją specyfikę. O ile zimą w szpitalach nie brakuje pechowych narciarzy, czy seniorów będących ofiarami poślizgnięcia się i kontuzji odniesionej w wyniku upadku, to latem przeważają ludzie młodzi. Wśród nich można m.in. spotkać amatorów jazdy na hulajnogach (zwłaszcza elektrycznych), czy ofiary nieudanej zabawy na trampolinach, kończące najczęściej z nadkłykciowym złamaniem kości ramiennej.
– Mimo, że są to nieprzyjemne dla pacjentów kontuzje, to jednak z reguły szybko wracają po nich do zdrowia i pełnej sprawności. Dużo gorzej jest z motocyklistami lubiącymi zbyt szybką jazdę, którzy w razie wypadku z dużą prędkością, w najlepszym razie kończą z połamanymi nogami, choć również ze złamaniem kręgosłupa czy połamaną miednicą. A w najgorszych przypadkach – tracą życie. Wciąż pamiętam, jak kilka lat temu trafił do naszego szpitala młody chłopak, który rozbił się podczas pierwszej przejażdżki swoim motocyklem. Nie udało się go uratować – mówi Dariusz Sowa.
Wypadki z udziałem motocyklistów zdarzają się wszędzie i każdego roku. Niestety podobnie tragicznie może zakończyć się brawurowe zachowanie nad wodą. Mimo przestróg oraz licznych kampanii informacyjnych, w Polsce co roku przybywa od kilkudziesięciu do nawet kilkuset młodych ludzi sparaliżowanych w wyniku pechowego skoku na główkę. Najczęściej są to ofiary skoku do zbyt płytkiej wody, bądź do nieznanego akwenu, w którym pod wodą może znajdować się np. duży korzeń bądź kamień.
– To szalenie niebezpieczna zabawa. Miewaliśmy już w przeszłości w naszym szpitalu takie przypadki. Wiele urazów będących skutkiem skoku na głowę do wody, to złamania kręgosłupa, często z towarzyszącym mu uszkodzeniem rdzenia kręgowego, powodującym paraliż kończyn. A biorąc pod uwagę, że najczęściej uszkodzeniu przy takim skoku ulega odcinek szyjny, to w takich przypadkach mamy do czynienia z porażeniem czterokończynowym. To jedna wielka katastrofa – ręce i nogi niewładne, inwalidztwo do końca życia. Dlatego nie polecam takiej rozrywki, nie warto narażać zdrowia i życia – przestrzega Dariusz Sowa, lekarz kierujący Oddziałem Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej w SPZZOZ Powiatowym Szpitalu Specjalistycznym w Stalowej Woli.